środa, 21 maja 2014

Rozdział IV

Rozdział IV


Wyszłam przez gotyckie drewniane drzwi i pod wpływem impulsu udałam się od razu w kierunku toalety.
Już, już docierałam do drzwi, aż tu nagle drogę zastąpił mi ON.
- Nie tak szybko panienko. - wycedził, po czym popatrzył na mnie z drwiącym uśmieszkiem.
Nie mogłam wykrztusić z siebie słowa, spuściłam głowę w dół i oddychałam ciężko, po czym znów odważyłam się podnieść wzrok. Nadal prześwietlał mnie tym swoim przenikliwym spojrzeniem, od którego nie wiedzieć czemu zrobiło mi się nagle strasznie gorąco.
- Hej umiesz mówić? - naigrywał się
- Ja... ja... nie znam cię. - to jedyne co byłam w stanie z siebie wyksztusić. Próbowałam go ominąć, lecz na próżno.
- Ale ja cię znam. No co ty? Nie gadaj, że byłaś wtedy pijana, nie miałabyś takiego speeda w nogach! - o kurde! Pamięta ze szczegółami, ale ja starając się zachować minimum swojego bezpieczeństwa postanowiłam stanowczo zaprzeczyć.
- Nie wiem o czym mówisz, przepuść mnie! - warknęłam z wyraźnym oburzeniem.
Spojrzał na mnie jeszcze raz w ten szczególny sposób. Chyba postanowił zmienić taktykę. Z jego twarzy zniknęła agresja, a jej miejsce zastąpiła... skrucha?
- Hej to nie tak... - zagaił - Wcale nie zamierzam cię napastować, to z kolegami ... nie mieliśmy na piwo no... zamierzaliśmy  tylko poprosić cię o pieniądze. - oznajmił zmienionym głosem. Nie dałam się jednak zwieść. Z jego oblicza emanowała fałszywość.
- Jakoś ci nie wierzę. - popatrzyłam się na niego krzywo. - a teraz już zostaw mnie, nie jestem tu sama zaraz pójdę po... - cholera!
- Po babcię? Hahahaha... ja nie mogę! - śmiał się do rozpuku, och, czemu ja zawsze najpierw mówię potem myślę?
- Żegnam. - syknęłam przez zęby z nieukrywaną nienawiścią.
- Nie żegnaj się, jeszcze za mną pobiegniesz i to z takim samym speedem jak kiedyś, tyle, że w przeciwnym kierunku. - odparł uśmiechając się cynicznie. Że co ? - pomyślałam. On ma za wysokie mniemanie o sobie! Debil! Niewiele myśląc udałam się w końcu do tej toalety i zamknąwszy się w kabinie przeczekałam całą przerwę i pół aktu.  Babcia oczywiście jak to ona nie zważając na to, że jest w teatrze zrobiła mi scenę gdzie ja to się podziewałam. Mam to gdzieś! Co za dzień! Patrzyłam bezmyślnie na śpiewaków, koncentrując się bardziej na ciemnoszarym sklepieniu nad sceną, niż na sensie przedstawienia. ,,Memento mori" - zawył główny tenor, po czym zarówno on, jak i prima balerina strzelili sobie z pistoletu w skroń.
Trochę im zazdrościłam. Chcę zniknąć i to natychmiast! W końcu przedstawienie, tudzież aria dobiegła końca i mogłyśmy wrócić do domu. Po przyjściu od razu zamknęłam się w swoim pokoju,by nie słuchać skarg babci, dotyczących mojego zachowania. Odruchowo sięgnęłam po telefon by napisać do Mirandy... hej przecież jestem na nią obrażona! W końcu zdecydowałam się wysłać jej krótką wiadmość, która brzmiała: ,,Poznałam kogoś."  Nie musiałam długo czekać na odpowiedź, już po minucie przeczytałam" ,,Gdzie, kiedy , jak ? Przystojny?". Uśmiechnęłam się z satysfakcją do ekranu komórki, miałam ochotę ją zbyć, tak jak ona mnie, ale w końcu odpisałam: ,,Jutro ci wszystko opowiem". Wystukawszy wiadomość
wyłączyłam telefon, by mnie nie kusiło jej odpisywać.
Było już późno, więc położyłam się do łóżka, lecz gdy tylko zamknęłam powieki, przed oczami stanął mi ON. Ach! Otworzyłam je szybko. Nie potrafiłam przypomnieć sobie jego wyglądu. Pamiętałam tylko głos i TO spojrzenie. Boże! To takie mroczne, a za razem intrygujące.
Mam nadzieję, że go już nigdy nie zobaczę...

***

Katowice 8 grudnia 2013r.


Tej nocy nie spałam za dobrze. Męczyły mnie krótkie, aczkolwiek intensywne sny, których sensu nie jestem już w stanie sobie przypomnieć. Całe szczęście, że dziś niedziela! Mogę wylegiwać się przed telewizorem i to bez strachu , że ktoś mi przeszkodzi. Tak, tak Kacpra nie ma! W każdą niedziele idzie ze swoim biologicznym ojcem do parku, na gokarty albo do kina. Mama chodzi do swojej siostry, a ja mam luz! Leżę w łóżku do 11-stej, po czym nie przebierając się nawet z piżamy schodzę do salonu i kładę się na sofie włączając jednocześnie telewizor. Hmm... telewizja śniadaniowa, nic ciekawego, telezakupy - skaczę bez sensu po kanałach. Nagle pod wpływem nagłej myśli stwierdzam, że pasowałoby się w końcu wybrać do kościoła. Nigdy nie byłam specjalnie religijna, ale przecież w tym roku mam bierzmowanie ,powinnam coś zmienić. Mira - "ateistka od urodzenia" jak sama siebie określała, by mnie wyśmiała, lecz w tamtej chwili mi
to zwisało. Wzdychając wstałam z kanapy i poszłam się ogarnąć. Na dworzu było względnie ciepło jak na tę porę roku więc na ubrałam bluzę, dżinsy i conversy, a na to cieńką jesienną kurtkę i wyszłam z domu
nawet się nie umalowawszy. Zerknęłam na zegarek, za dwadzieścia dwunasta, mam jeszcze sporo czasu do mszy, więc postanowiłam udać się do sklepu, po ten lakier, który rzekomo miał być dziś w niesamowitej przecenie. Wychodząc z kiosku zatrzymałam się by zawiązać sznurówkę. Nagle ktoś przy mnie
stanął, nie musiałam podnosić wzroku by odgadnąć kto to. Przesadnie długo wiązałam tego buta, więc usłyszałam:
- Cześć mała, cóż za nieoczekiwane spotkanie. - tym razem cyniczny ton głosu
Wstałam i popatrzyłam się na niego z nieskrywanym zdziwieniem. Co on tu robił?! Czy on mnie śledzi? Nie wiedziałam co mu powiedzieć, toteż znanym sobie sposobem wyłączyłam myślenie i zdałam się na impuls.
- Nie jestem mała, mam jakieś 3 centrymetry mniej od ciebie... wzrostu. Nie śledź mnie. Nie mam czasu na rozmowy, bo się spieszę.- wyrzuciłam z siebie wszystko, co siedziało mi w tej chwili w głowie.
Popatrzył na mnie jak na kosmitkę, po czym spytał:
- A gdzie to sobie idziesz malutka? - złośliwy uśmieszek nie schodził mu z twarzy. Co za typ!
- Do... do... nieważne!- że też tej niedzieli nie robiłam tego co zwykle! Co ja mam mu powiedzieć? Wyśmieje mnie!
-  Do kościółka tak tak rozumiem mamusia kazała... - wcale nie! Sama chciałam wyjątkowo. Ale tego mu już nie powiem. Zerknął na mnie po czym pokręcił głową z rozbawieniem.
- Jeśli chcesz mogę zaproponować ci coś ciekawszego niż msza. - szepnął konspiracyjnie, a mnie zrobiło się jeszcze bardziej gorąco. Cóż za zmiana taktyki! Z rozkazów i stwierdzania faktów przeszedł do niewinnych propozycji, przynajmniej mnie pytał o zdanie... tak jakby. Rozum podpowiadał mi żeby skończyć tę jałową dyskusję i co sił w nogach popędzić do... kościoła, to by było rozsądne. Ale z drugiej strony korciło mnie zapytać co to za propozycja. On mi może coś zrobić!- ganiłam się w myślach. W końcu odparłam z niegrzecznym wręcz powątpiewaniem:
- Co taki ktoś jak ty ma do zaoferowania?
To go chyba zbiło z pantałyku. Jego twarz zmieniła wyraz na ... zły... bardzo zły.  Zmrużył oczy i spojrzał na mnie wrogo.
- Wiele... ale ty oceniasz po pozorach... - boje się!
- No dobrze, to był tylko żart, proszę nie gniewaj się! - gdzieś miałam, że pokazuję swój strach. Bałam się go i tyle! Parsknął urywanym śmiechem. Chyba trochę się udobruchał, bo wrócił ten ironiczny uśmiech.
- Chodźmy... zapraszam cię do parku. - powiedział lekko i już bez tego agresywnego napięcia. Wmurowało mnie w ziemię.
- Eee... - tylko tyle byłam w stanie z siebie wydobyć. Czy ten gangster właśnie zaproponował mi ... przechadzkę? W sumie tak bardzo nie chciało mi się iść na tą mszę... Postanowiłam zmienić taktykę, z bojaźliwej na prześmiewczą. Dalej nie byłam  pewna czy chcę z nim iść.
- A może od razu na lody co ? - odparłam kpiąco
- Kpisz ze mnie panienko ?  - co za typ. On nawet nie wie...
- Hej ty nawet nie wiesz jak mam na imię! - wypowiedziałam na głos swoją myśl.
- Nieistotne. Więc nawiązując do twojej poprzedniej wypowiedzi możemy najpierw, do parku, a na lody to ewentualnie potem, ale ty mi nie wyglądasz na taką, co się bzyka na pierwszej randce. - kontynuował swój wywód patrząc na mnie w ten jego szczególny sposób. Znowu nie wiedziałam co ja mam temu typowi odpowiedzieć, cholera! Myślałam i myślałam... przecież mogę do kościoła iść na 18-stą, a taka okazja może się już nie trafić, może on mi nic nie zrobi...
- Myślisz, jakby tu chodziło o ocalenie świata, a nie o zwykłe przejście się. - prychnął zniecierpliwiony
- Dobrze chodźmy do parku, ale o lodach zapomnij! - wyksztusiłam w końcu nad wyraz cicho.
- Panienka to pierwsza zaproponowała cóż za hipokryzja! - naśmiewał się, lecz był wyraźnie ucieszony tym, że się zgodziłam.
-  Anka... - podałam mu rękę z obawą i wymuszonym uśmiechem.
- Kuba. - potrząsnął nią na powitanie, a z jego twarzy zniknął przebiegły uśmiech.
- No to chodźmy...

***
cdn.

środa, 7 maja 2014

Rozdział III

Rozdział III

Patrze na nie, obracam na wszystkie strony, wygładzam zgniecenie. Te przeklęte bilety do opery. Już w szkole robili sobie ze mnie podśmiechujki, a co dopiero w domu. Będzie jak nic powtórka z rozrywki. "Co dostałaś? No pokaż! Nie zjem ci tego! Co? Bilety do opery? Ha ha, a kto ci to dał? Wojtek? O Boże Anka jaki obciach!" No może, oprócz tego ostatniego , moja mama nie używa raczej takich stwierdzeń. Siedzę w tramwaju i patrzę się bezmyślnie za okno. Szarość dzisiejszego dnia ewidetnie mnie dobija. Co to za mikołajki bez śniegu? Moje ponure rozmyślania przerywa dźwięk SMS-a. No tak to Mira! Na śmierć zapomniałam do niej napisać, co dostała. Na pewno się wkurzyła. Otwieram i czytam; "Żyjesz? Co dostałam? ODPISZ!" Cała ona... mogła by choć raz się mną zainteresować. Odpisuję "Perfumy Beyonce i naszyjnik". Tak, to niestety była prawda. O całe 100 złotych za dużo, ale czemu tu się dziwić, Antek szaleje za moją przyjaciółką. I nie tylko on... Chociaż z drugiej strony te bilety wcale  nie musiały być takie najtańsze. Głupia jesteś! - ganie się w myślach. Na pewno je od kogoś dostał, jego nie stać nawet
na książki do szkoły, nie mówiąc już o porządnych butach. Chwilę później dostaję kolejną wiadomość; "Serio? Super! Antek to ma gest, kocham kocham kocham!:* " I co ja mam jej na to odpisać? Znowu nie zapytała o mnie! Trudno... dobra piszę! "Mira chyba się nie doczekam, aż się mnie spytasz co JA dostałam. Więc piszę ci, że bilety do opery, nie to nie żart. I nie mam z kim iść ." Wysyłam. Czekam i czekam na odpowiedź i dojechawszy pod dom dalej się nie doczekałam.
Chcąc ominąć wszechogarniające pytania, zmykam szybko na górę i zamykam się w swoim pokoju pod pretekstem ogarnięcia masy nauki. Plecak rzucam w kąt, a kurtkę do szafy, nie zdejmując nawet butów rzucam się na łóżko. Chwileczkę... aa zimno! Zdecydowanie za zimno. Co się dzieje? Cholera, kto mi otworzył okno w taki ziąb? Co najciekawsze nie było całkowicie otwarte, a raczej nieudolnie przymknięte, tak jakby ktoś chciał je zamknąć od strony podwórka. Czy to Kacper, czy nie Kacper niewiele mnie obchodziło. Zamknąwszy okno położyłam się na nieposłanym łóżku i wystukałam na moim Iphonie numer, który miałam właściwie od zawsze, ale nigdy na niego nie dzwoniłam. Oddychałam cicho nadsłuchując czy nikt nie nadchodzi. Czułam się jak jakiś przestępca, choć w istocie nim nie byłam.
- Tak słucham? - po drugiej stronie usłyszałam ciepły, delikatny głos. Nie wiedziałam od czego zacząć...
- Marysia? To ja Anka... W sumie to chyba pierwszy raz do ciebie dzwonię eee... - po co ja to mówię?
- Och witaj, nie nie pierwszy. Ostatnio dzwoniłaś w pierwszej gimnazjum jak chciałaś pożyczyć ćwiczenia
z historii. - odpowiedziała rzeczowo. Skąd ona pamięta takie rzeczy?!
- Możliwe. Słuchaj, mam pytanie. Nie mam czasu więc krótko. Mam 2 bilety do opery, a nie mam z kim iść,
wybrałabyś się ze mną? Wiem, że to twoje klimaty. - postanowiłam przejść do sedna sprawy
- Pomysł niezły. Gdzie, kiedy i o której?
- Ee... - zdałam sobie sprawę, że nawet nie popatrzyłam na te informacje. - Chwileczkę już patrzę! Więc jest to Opera Śląska, jutro na 18. Sztuka nosi tytuł "Mister Smith".
- Oj kochana, na jutro nie dam rady, jestem już umówiona. Idź z twoją powiernicą.
- Że z kim ?- ewidentnie głośno myślałam
- Z Mirandą Faustyną Wolską.  - odparła lekko ironicznie. Dziwne, to nie w jej stylu! I skąd ona wie o jej drugim imieniu? Mira nigdy się do niego nie przyznaje, bo uważa, że jest obciachowe.
- Wiem! Ale używasz dziwnych słów. Nie, z nią nie.
- Czyżby? No dobrze pomijając moje słownictwo to czemu z NIĄ nie? - spytała dalej tym dziwnym tonem.
- Nie zgodzi się... - mruknęłam z rezygnacją
- A ty na jej fanaberie muzyczne się zgodziłaś. Dokładnie to wczoraj. Wcale nie chciałaś tam iść. Nie uważasz, że twoja przyjaciółka jest ci coś winna? - Jezu, ale ględzi!
- Nie było tak źle... poza tym nie twoja sprawa. Nie to nie, twoja strata . Cze...- chciałam odłożyć słuchawkę
-Anka! Nie widzisz, że ona rządzi całym twoim życiem? Jak możesz? - niegrzecznie mi przerwała, w jej głosie czułam ... troskę?!
- Marysia! Nie widzisz, że nikt cię nie lubi, bo jesteś takim dziwolągiem? - odpłaciłam jej pięknym za nadobne.
- Do dzisiaj myślałam, że chociaż ty jesteś inna. Ale się myliłam. Żegnaj Anno. - jaka wariatka! Nawet nie nawiązała  do tematu. Ona chyba serio jest ślepa.
- Dla ciebie to Pani Sypień dziecinko. - byłam już na prawdę wkurzona, nie obchodziło mnie to, że mam odzywki jak małolata.
- Może kiedyś zrozumiesz... pomodlę się za ciebie. - ciągnęła tym swoim melancholijnym tonem. Tego już było za wiele!
- Spierdalaj!!! - krzyknęłam do słuchawki, a następnie cisnęłam telefonem pod biurko.

Nie minęło dziesięć sekund jak moja matka wparowała do pokoju.
- Zwariowałaś? Ty wstętna dziewucho jak się odzywasz do brata? I czemu jesteś nie przebrana? Ty flejo! - och jak miło...
- To nie było to Kacpra. Wyjdź mi stąd! - odpowiedziałam z równą jej wrogością.
- Jak ty się do mnie odzywasz?! Tak to się możesz odnosić do koleżanek, których nie masz! - znowu te jej wszechwiedzące teksty
- Japa!!! - straciłam już nad sobą wszelkie panowanie
- Szlaban do odwołania! - cóż za poprawna komunikacja!
- Świetnie! W takim razie masz te zasrane bilety, które dziś dostałam, bo nie mam co z nimi zrobić! - cisnęłam w nią moim prezentem
- A co my tu mamy? Proszę, proszę bilety do opery... Ależ romantyk z tego Grybosia - wycedziła sarkastycznie podnosząc brew.
Popatrzyła się na mnie z tym swoim głupim uśmiechem;
- A właśnie, że pójdziesz do tej opery. I to z babcią! Od dawna mi mówiła, że chce się wybrać na tą sztukę. To będzie twoja kara. -Grr... co ona powiedziała? Jak tam będzie ktoś znajomy to już po mnie!
- Nie! - krzyknęłam świadoma, iż zaraz się zaczną pieśni Jeremiasza, bo ja przecież pyskuję!
- Nie pyskuj mi tu! - och mogłabym być wróżką!
Spojrzałam na nią niepewnie. Miała minę jakby zaraz miała mnie uderzyć. Znowu wygra jędza jedna! W obronie własnej nietykalności osobistej westchnąwszy odparłam:
- Dobra pójdę. Dzwoń do babci.
Matka spojrzała na mnie z góry. Wiedziałam, że miała mnie za nic. Od zawsze cała rodzina i przyjaciele mieli mnie za nic. Nikogo nie ochodziłam, byłam niczym to powietrze, przeźroczysta. Albo jak trawa- niedoceniana i deptana. Gdybym umarła  nikt by się nie skapnął.
Czy ten dzień może być jeszcze gorszy? W przypływie impulsu wysyłam SMS-a do Miry. "Ale ta stara mnie wkurza! Pomocy, kazała mi iść do teatru z babką! ".
Przez około pół godziny czekam wciąż zła na odpowiedź, by przeczytać; "Nie mam czasu, pogadamy w szkole". Świetnie! Na cóż mi się przydasz za 3 dni? Ja potrzebuję rady T E R A Z! No nic, poradzę sobie sama...
***

Katowice 7 grudnia 2013r.


Około 6 rano obudziły mnie roboty drogowe. Klnąc na czym świat stoi otworzyłam laptopa. Parę sekund i już jestem na fejsie. Co my tu mamy? Na głównej; Miranda Wolska była z użytkownikiem Klara Potocka i Luiza Kamionka w miejscu Endorfina Club. Że co? Wczoraj? A mi pisała, że jest chora. Ściemniara do potęgi entej... I to jeszcze z służącymi Emilii! Czy ona myślała, że tego nie zobaczę?  Byłam zła. Na prawdę bardzo mocno wkurzona. Chciało mi się krzyczeć.
Wróciłam do łóżka i leżałam do nie wiadomo której. Obudziła mnie matka:
- Wstawaj! Co tyle w łóżku gnijesz obiad jest!
- Zaraa
-Babcia już czeka
Że co ? Nie zdążyłam się nawet ubrać gdy wparowała do pokoju.
- Kochana! Jak ty zamierzasz iść do teatru w takim stroju? - spytała z oburzeniem
- Ale ja nawet...
- Żadne ale! Wiedziałam, że tak będzie, masz tu sukienkę. - cisnęła we mnie SWOJĄ staromodną suknię z bordowej satyny.
- Babciu! Nie ubiorę jej, bo to nie teatr tylko opera. - krzyknęłam zrozpaczona i zmieszana
- Bez dyskusji. Masz coś lepszego?
Pff całą szafę. Co ta babka sobie myśli.
- Ubiorę spódnicę i to co najwyżej, bo mamy grudzień i nie chcę zamarznąć. - próbowałam negocjować
- Jak chcesz, za godzinę wychodzimy, chcę mieć miejsce w pierwszym rzędzie.
- Dobrze, a teraz wyjdź chce się przebrać! - wygoniłam ją
Zrobiła tą swoją minę w stylu "ostatni raz cię gdzieś zabieram" i wyszła. Z dołu usłyszałam, jak narzeka na mnie jaka to ja jestem pyskata i , że mama nie umiała mnie wychować . Bla bla bla... Masakra!
Nie zastanawiając się dłużej wyciągnęłam pierwszą lepszą spódnicę i bluzkę. Nie obchodziło mnie to, że była to letnia, zwiewna spódnica plażowa, niech się babka cieszy, że w ogóle ją ubiorę. Bluzka biała, taka jaką się niegdyś ubierało na rozpoczęcie roku szkolnego, z kołnierzykiem. Chyba zwiariowałam! Jak by mnie ktoś znajomy zobaczył... albo nie daj Boże Miranda... to by dopiero był wstyd!
- Może być? - spytałam chłodno
- No widzisz jak chcesz to potrafisz. - odpowiedziała babcia wyraźnie uradowana
- Ha ha ha! Jaka żenada! - naigrywał się Kacper
- Zjeść to i zejść mi z oczu. - ach te bezosobowe polecenia jak zwykle mamo!
Koniec końców, po długim i niedobrym obiedzie, jechaniu pół godziny w korkach i odstaniu swojego przed kasą, zajęliśmy miejsca na balkonie teatru, bo okazało się, że do pierwszych rzędów trzeba było mieć złotą kartę czy coś. Nie obyło się oczywiście bez narzekania i kłócenia się babci z kasjerką. Na szczęście nikogo znajomego! Zaczął się pierwszy akt... nuda , nuda , nuda. Jak oni wyją! Gdy babcia nie patrzyła grałam w Happy Jump na telefonie. Drugi akt... nie powinno być przerwy?! Ze znudzeniem oparłam się o balustradę, gdy nagle...
O mój Boże!
Znam go!
Zbladłam, kryjąc twarz w dłoniach. Spojrzałam jeszcze raz w dół. Tak, to bez wątpienia jeden z nich. Patrzy się na mnie z... zaciekawieniem? Szybko cofam głowę.
- Co się stało? Kogo znajomego wypatrzyłaś? - pyta babcia
- Nie nic to ... koleżanka. - odparłam wyraźnie za szybko
- Jaka? Znam ją?
Musiałam popatrzyć się jeszcze raz, by to wyglądało wiarygodnie.
- Nie, jednak nie, przewidziało mi się. - czemu miałam taki piskliwy głos??
To był ON, jeden z nich. Ten, który pamiętnego dnia 20 listopada gonił mnie w celu niewiadomym.
Co on robi w teatrze do cholery?!
Dzwonek. Przerwa. To już po mnie.

CDN.

sobota, 3 maja 2014

~.~

Przepraszam za poślizg w dodawaniu rozdziałów, ale byłam dość zajęta ;)).
Jutro, albo po jutrze dodam rozdział 3  .

Pozdrawiam ;*.